W niepewnych czasach dobrze jest budować własną pewność siebie i wzmacniać ją. I –
co podkreśla coacherka Kasią Malinowską – nie opierać jej na zawodowych sukcesach,
ale na świadomości tego, kim tak naprawdę jesteśmy i do czego dążymy w życiu.
Kto ma rację: ci, co mówią, że z pewnością siebie się rodzimy, tak jak z kolorem oczu,
czy ci, którzy mówią: to umiejętność, w której trening czyni mistrza?
Jedni i drudzy po trochu. Na pewno każdy z nas rodzi się z jakimś poziomem pewności siebie,
tak samo jak każdy z nas już od urodzenia ma predyspozycje do tego, żeby rozwijać się
muzycznie, matematycznie czy jeszcze inaczej. Każdy ma inny pakiet startowy. Ale później w
zależności od tego, w jakim otoczeniu wzrastamy, nasza pewność siebie może się troszkę
zwiększać lub zmniejszać.
Krytyczni rodzice? Mam wrażenie, że w psychologii to najczęstsze wytłumaczenie
wszelkich naszych braków i słabości.
Rodzice są ważni, ale to nie jest tak, że od nich zależy wszystko. Gdyby tak było, to każde z,
powiedzmy, pięciorga rodzeństwa miałoby podobną pewność siebie, a tak przecież nie jest:
jeden brat jest bardziej pewny siebie, drugi mniej. Więc uspokajam wszystkich rodziców: to, czy
wasze dzieci będą pewne siebie w dorosłym życiu, zależy od wielu rzeczy, nie tylko od tego,
czy ich uważnie słuchaliście i wzmacnialiście w ich najwcześniejszych latach. Chociaż
oczywiście zachęcam aby to robić.
W ostatniej „Urodzie Życia” Martyna Wojciechowska dziękowała rodzicom za to, że to
właśnie dzięki nim z nieśmiałej dziewczynki wyrosła na odważną, pewną siebie kobietę.
Jeśli to ich zasługa, to naprawdę zrobili dobrą robotę – kiedyś w mojej grupie na Facebooku
„Kobiety pewne siebie” zastanawiałyśmy się nad tym, która kobieta w Polsce jest uosobieniem
pewności siebie i najczęstsza odpowiedź to była właśnie: „Martyna Wojciechowska”.
Czy wie pani, co zdaniem Martyny, najbardziej jej pomogło? To, że nie musiała się
zmieniać. Była nieśmiała i rodzice pozwalali jej taką pozostać. Nie wypychali jej na siłę:
„Idź, pobaw się z dziećmi”. Jeśli chciała siedzieć w kąciku, to mogła i dla nich to było OK.
Stuprocentowa akceptacja ze strony dorosłych pomaga zbudować w dzieciach przekonanie, że
cokolwiek czują, jest to właściwe. To podstawy, które dużo nam ułatwią w dorosłym życiu, ale
nie możemy jednoznacznie powiedzieć, że jeśli nie miałam/nie miałem takiej wspierającej
rodziny, to już nigdy w sobie tej pewności siebie nie zbuduję. Przede wszystkim możemy
kształtować ją w sobie sami – i bardzo często jest tak, że ktoś kto był nieśmiały w dzieciństwie i
nie miał wsparcia rodziców, w dorosłym życiu ma dużo więcej pewności siebie. Albo może być
też odwrotnie: ktoś był bardzo „hej do przodu” w podstawówce i w liceum, w wyniku trudnych
doświadczeń w sferze prywatnej lub zawodowej, które napotyka w dorosłym życiu, może przez
jakiś czas pewności siebie mieć mniej. Dobra wiadomość jest taka, że po jakimś czasie ona
znowu rośnie, jeśli tylko nad nią popracujemy.
Zastanawiałam się, jakim innym określeniem można zastąpić pewność siebie. Odwaga?
Poczucie własnej wartości?
Ja bym powiedziała, że to jest wewnętrzna zgoda na to, kim jestem. To spokój płynący z
przekonania, że co by się nie działo, dam sobie radę. Osoby pewne siebie na pewno dużo
łatwiej odnajdują się w nieprzewidzianych sytuacjach i ponoszą dużo mniejsze koszty
emocjonalne w trudnych chwilach, choćby z tego powodu, że nie biorą wszystkiego do siebie
osobiście. Jeśli ktoś im zajedzie drogę na rondzie, to nie gryzą się: „Zawsze mi się takie rzeczy
zdarzają”. Jeśli dostaną wypowiedzenie z pracy, to nie skupiają się ani na poczuciu krzywdy,
ani na poczuciu winy – przyjmują, że takie bywa życie: raz masz pracę, a raz jej nie masz.
Chociaż zwolnienie z pracy to sytuacja, kiedy nawet wysoka pewność siebie nagle spada
do poziomu minus tysiąc.
Jeżeli nasza pewność siebie oparta jest tylko na tym, co zewnętrzne: praca, uroda, fajny
partner, wysoki status finansowy, to rzeczywiście, jeśli to utracimy, możemy poczuć się bardzo
zagubione, cały nasz świat sypie się jak domek z kart. Prawdziwie trwała pewność siebie nie
jest zbudowana na tym, co mamy, ale na naszej wiedzy o tym kim jesteśmy, jakie mamy
wartości, co umiemy, czego nie, na co się godzimy, a na co nie. Tej spokojnej
samoświadomości nie zmieni ani utrata pracy, ani rozwód, ani krach finansowy, jaki czasem
może nas dotknąć. Oczywiście czynniki zewnętrzne mogą nią zachwiać, ale na pewno jej nie
zburzą. Nawet jeśli spotka nas życiowa porażka, to będziemy umiały spojrzeć na nią jak na
jedno z wielu przemijających wydarzeń w naszym życiu – które w żaden sposób o nas nie
świadczy. W takim przypadku utrata pracy czy rozwód nadal będą dla nas trudne, ale naszą
naturalną reakcją będzie szukanie dobrego wyjścia z sytuacji.
Wracając jeszcze na chwilę do pewności siebie opartej na sukcesie zawodowym, to bardzo
często pracuję jako coach z kobietami, które piastują wysokie stanowiska w pracy: są liderkami,
menadżerkami, dyrektorkami. Z boku – królowe życia, w stu procentach przekonane o własnej
wartości. Ale nieraz okazuje się, że ich życie zawodowe jest dla nich tylko pewnego rodzaju
rolą, którą odgrywają od 9. do 17. i w którą wpisana jest pewność siebie. Kiedy wracają do życia
prywatnego, często czują się bardzo słabe, niepewne, nie umieją zaufać samym sobie. Nieraz z
tego powodu np. nie są w stanie zakończyć toksycznej relacji, choć ich podwładnym pewnie
trudno byłoby w to uwierzyć.
Co mogłyby zrobić, aby poczuć się pewniej?
Mogą się tego uczyć. Pracując z pewnością siebie zmieniamy nasz sposób myślenia,
wychodzimy poza dobrze nam znane schematy i przede wszystkim zaczynamy lepiej poznawać
samą siebie. Ostatnio przerabiałam z uczestniczkami moich warsztatów z pewności siebie
zadanie pochodzące z terapii ACT, które polegało na tym, żeby obserwować wszystkie swoje
aktywności w ciągu dnia i określać, które sytuacje dodają nam energii, a które nas jej
pozbawiają. Jeśli wiem, co mnie wzmacnia, a co mnie osłabia, to mogę coś z tym zrobić. Brzmi
banalnie, ale spójrzmy choćby na to: większość z nas całymi godzinami scrolluje internet w
telefonie, nie mając świadomości, że to bardzo źle wpływa na naszą psychikę, choćby z tego
powodu, że nieustannie bombardując nasz mózg negatywnymi informacjami zwiększamy w
sobie poziom lęku. A jak zacznę się uważnie obserwować, to w którymś momencie to zauważę i
będę mogła zadecydować, że chcę to zmienić.
Nieraz na swoich warsztatach pytam uczestniczki: „Co sprawia, że czujesz się szczęśliwa?” i
często niestety słyszę: „Nie wiem”. Jeśli nie wiemy takiej podstawowej rzeczy o sobie, to jak
możemy czuć się w życiu pewne siebie?
Na co dzień pracuję z kobietami, głównie w okolicy 35–40 lat i widzę, że to bardzo ważny okres
w życiu, kiedy – jeśli do tej pory nie mieliśmy w sobie tej autentycznej pewności siebie –
zaczynamy ją wreszcie budować. Bardzo często okazuje się że do tej magicznej czterdziestki
nasze poczucie własnej wartości opierało się głównie na sukcesie zawodowym, który z kolei
najczęściej utożsamiamy z sukcesem finansowym. Przez pierwsze dwadzieścia lat naszego
dorosłego życia bardzo za tymi dwoma sukcesami gonimy, ale w końcu u większości z nas
następuje pewien zwrot wewnętrzny. Zaczynamy sobie zadawać pytanie, czy to, o co tak się
staramy, jest tym, czego chcemy i często odpowiedź nas zaskakuje. To nie przypadek, że
kobiety, które decydują się porzucić po latach pracę w korporacji i np. założyć kawiarnię, są
mniej więcej w połowie swojego życia.
Słyszę nieraz takie historie, ale nie znam nikogo, kto tak by zrobił.
A ja znam wiele takich kobiet, przykład z kawiarnią jest jak najbardziej prawdziwy i pochodzi z
mojej praktyki coacha. Kiedy moja klientka pół roku temu otwierała swój lokal, to miałam ciarki
na plecach. Wcześniej pracowała w firmie medycznej w końcu zdecydowała się porzucić ciepłą
posadę i zrobić coś, co od dawna chodziło jej po głowie.
Oczywiście odważne decyzje i życiowe wolty możemy podejmować w każdym wieku, bardzo
często czynnikiem je wyzwalającym jest porażka, sama jestem tego przykładem. Po maturze
nie dostałam się na kierunek studiów, o którym marzyłam. Dramat na samym progu dorosłości,
emocjonalnie mnie to dosłownie zmiotło z powierzchni ziemi. Cała rodzina, najbliżsi znajomi
doradzali mi, żebym we wrześniu złożyła papiery w dodatkowej rekrutacji gdziekolwiek, byle nie
wypaść z rytmu nauki. Logika podpowiadała, że dokładnie tak powinnam zrobić, ale
jednocześnie czułam, że nie chcę iść na jakiekolwiek studia, ale tylko na te jedne konkretne. I
zostałam w domu. Zaufałam sobie, a rok później dostałam się na wymarzony kierunek z trzecim
wynikiem wśród zdających. I dzisiaj myślę, że tamta decyzja była początkiem mojego
budowania pewności siebie.
Czy to nie było odwrotnie: już wtedy była pani na tyle pewna siebie, żeby zdecydować się
na taki krok?
Pewność siebie zawsze jest efektem naszego działania. Nie pojawia się „przed”, ale „po”.
Większość z nas błędnie zakłada, że tylko pewni siebie ludzie próbują nowych rzeczy, decydują
się na skok na głęboką wodę. Mówią: „Gdybym była bardziej pewna siebie, to…”. No właśnie
nie – jest odwrotnie. Najpierw musimy zmusić się do pierwszego kroku i działać, nawet jeśli się
boimy . To jak z jazdą samochodem. Po egzaminie siadamy za kierownicą i zaczynamy jeździć,
choć przecież nie można powiedzieć, że jesteśmy w tym dobrzy. Ale ćwiczymy, doświadczamy
różnych sytuacji na drodze. Dopiero po iluś miesiącach albo nawet latach jazdy możemy
powiedzieć: „Jestem świetnym kierowcą”. W ten sam sposób powinniśmy budować swoją
pewność siebie. Bać się, czuć tremę – i robić. Nie ma innej drogi.
Bój się i rób – chyba mamy tytuł naszej rozmowy.
Każdy dobry aktor powie to samo. Artyści to dobry przykład: przez całe życie muszą
przezwyciężać nieśmiałość, walczą z tremą, bo takim słowem nazywają swój strach – ale mimo
tego wychodzą na scenę albo stają przed kamerą i grają. I w ten sposób budują swoją pewność
siebie, można powiedzieć, że wykuwają ją w ogniu.
Pewność siebie może iść w parze z niepewnością. Nawet dobrze, jeśli tak się dzieje, bo pewny
siebie to nie znaczy: zadufany w sobie, pyszałkowaty, z nadętym ego. Tacy ludzie istnieją, ale
ja na pewno nie powiedziałabym, że oni są pewni siebie, przeciwnie, ich ciągłe domaganie się
poklasku pokazuje, że cały czas potrzebują udowadniać sobie i innym jacy są świetni, tak jakby
jednak sami w to nie do końca wierzyli.
No właśnie, tymczasem często o bufonach, pyszałkach mówimy: „On jest zbyt pewny
siebie”.
Poza nielicznymi wyjątkami, on nie jest zbyt pewny siebie, tylko wprost przeciwnie, głęboko
niepewny, tylko wypracował sobie taki mechanizm obronny. Gdybyśmy miały narysować linię:
na jednym końcu uległość i wycofanie, a na drugim – buta i pyszałkowatość, to prawdziwa
pewność siebie znajdowałaby się gdzieś pośrodku tej linii.
Z psychologicznego punktu widzenia pewność siebie opiera się na dwóch filarach. Pierwszy z
nich to wiara we właśne możliwości oraz świadomość kim jestem i jaka albo jaki jestem, wiem,
jakie mam mocne strony i nie muszę ich już nigdzie potwierdzać, udowadniać, porównywać się
z innymi. Nie skupiamy się na tym, jak jesteśmy odbierani. Meryl Streep kiedyś powiedziała, że
gdy miała dwadzieścia parę lat i wchodziła do pokoju pełnego ludzi, myślała o tym, czy oni ją
lubią. Ale w którymś momencie życia zaczęła zastanawiać się raczej, czy ona lubi ich i czy chce
z nimi nadal w tym pokoju przebywać.
Drugi filar pewności siebie to umiejętność budowania dobrych i harmonijnych relacji
społecznych, asertywności, zabierania głosu i wypowiadania swoich poglądów. To także
poczucie bezpieczeństwa w kontaktach z innymi ludźmi, osoby pewne siebie nie obawiają się
wchodzenia w nowe środowisko. Nie chcę powiedzieć, że to są ludzie, którzy zmiany w życiu
witają z radością, ale na pewno robią to z ciekawością i otwartością.
Ta ciekawość bardzo się przyda właśnie teraz, kiedy po pandemii czeka nas najpewniej
sporo zmian i to raczej takich na gorsze.
Tak samo jak przyda się nam świadomość tego, na co mamy wpływ w danej sytuacji, co realnie
możemy zrobić. Do którego momentu możemy się starać, a kiedy powinnyśmy już powiedzieć:
stop i świadomie, bez wyrzutów sumienia odpuścić i zaufać. Bo to też jest rzecz, której nie
zrobimy, jeśli nie mamy w sobie autentycznej pewności siebie.