Nie mamy wpływu na to, co przynosi nam los, ale mamy wpływ na to jak sobie z tym radzimy.

DZIEŃ, KTÓRY ZMIENIŁ WSZYSTKO.

W 2011 roku, 24-letnia biegaczka, Turia Pitt stanęła na starcie 100-kilometrowego ultramaratonu w Kimberley w Australii. Ten bieg całkowicie zmienił jej życie. Trasa maratonu przebiegała przez jeden z australijskich lasów. Kiedy na trzydziestym kilometrze niespodziewanie wybuchł pożar, kobieta została uwięziona wraz z kilkoma innymi biegaczami w wąwozie. Po dramatycznej akcji ratowniczej okazało się, że jej ciało poparzone jest w 70%. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie. Od czasu tego tragicznego zdarzenia, Pitt przeszła ponad 200 operacji plastycznych. Co ciekawe, koszmarne obrażenia całego ciała, jakich doznała w wyniku pożaru, nie złamały jej ducha. Można powiedzieć, że stał on się nawet jeszcze silniejszy. Pięć lat później, w październiku 2016 roku Turia stanęła na starcie Ironmana na Hawajach. Ukończyła go w czasie 14:37:30. ‘Wiedziałam, że jeśli tego dokonam, to będzie znaczyć, iż jestem silniejsza niż przed pożarem’ – powiedziała po przybiegnięciu na metę.

Ta historia pokazuje, że są wśród nas osoby, które nawet z najgorszych opresji wychodzą obronną ręką. Paradoksalnie najtrudniejsze doświadczenia stają się dla nich często inspiracją zarówno do wzmocnienia swojej wewnętrznej siły, jak również wspierania innych. Jak to możliwe? Według teorii i badań z obszaru psychologii ogromne znaczenie mają tu nasze indywidualne cechy oraz kontekst sytuacyjny, który może nas albo wspierać, albo wprost przeciwnie. Współcześnie prowadzone badania przez uznane autorytety Douga Strycharczyka i Petera Clougha – autorów książki „Odporność psychiczna. Strategia i narzędzia rozwoju” – wskazują, że różnimy się między sobą stopniem odporności psychicznej, czyli cechą osobowości, która ma wpływ na to, jak skutecznie radzimy sobie z trudnościami oraz porażkami, niezależnie od okoliczności jakie nam towarzyszą.

‘CO NAS NIE ZABIJE …’ - TO NAS WZMOCNI, A MOŻE ROZŁOŻY NA ŁOPATKI?

Każdy z nas doświadcza trudności i kryzysów. One są częścią naszego życia, jednym z jego podstawowych składników. Utrata pracy, choroba, rozwód czy śmierć bliskiej osoby mogą stać się źródłem niewyobrażalnego bólu i cierpienia. To cierpnie jest uniwersalne. Dotyka każdego człowieka. Natomiast sposób w jaki sobie z nim radzimy może być diametralnie różny. Niektórzy z nas całkiem łagodnie reagują na stres wywołany przez życiowe kryzysy. Inni, załamują się psychicznie, ale po jakimś czasie znowu stają na nogi. Są jednak i tacy, którzy upadają i nigdy się nie podnoszą. Nie wiedzą jak wrócić do psychicznej i emocjonalnej równowagi. O takich osobach mówi się, że nie są wystarczająco odporne, że brakuje im wewnętrznej siły. Dlatego nie potrafią radzić sobie z wyzwaniami, jakie stawia przed nimi życie.

I tu rodzi się pytanie: w jakim stopniu mamy wpływ na naszą umiejętność odbudowywania wewnętrznej równowagi? Jak możemy sobie sami pomóc doświadczając trudnych, chwilami wręcz traumatycznych wydarzeń? Okazuje się, że o tym decyduje poziom naszej rezyliencji. Czym jest rezyliencja? To pojęcie wywodzi się z psychologii i określa zespół cech, które wpływają na to, jak człowiek radzi sobie w trudnych życiowych sytuacjach. Glenn R. Schiraldi – autor książki „Siła rezyliencji” – wyjaśnia, że są to wewnętrzne przymioty umysłu i charakteru, zarówno wrodzone jak i nabyte, umożliwiające człowiekowi odpowiednie reagowanie na przeciwności losu. Innymi słowy rezyliencja to umiejętność dojścia do siebie po porażce. To zdolność odbicia się od dna i ponowne cieszenie się życiem. Dobra wiadomość jest taka, że o ile z talentem rodzimy się lub nie, o tyle odporność psychiczną możemy wytrenować, zwiększać i wzmacniać. Możemy ją ćwiczyć tak jak każdy inny mięsień, którego wzrost wymaga systematycznej i rzetelnej pracy. To od nas zależy ile włożymy w to wysiłku, niezachwianej wiary i konsekwencji w działaniu. Uświadomienie sobie tej sprawczej siły, która drzemie w każdym z nas, jest niebywale istotne. Ta świadomość radykalnie zmienia nasze spojrzenia na problem, z którym aktualnie się zmagamy i sprawia, że zaczynamy dostrzegać rozwiązania, które jeszcze niedawno były poza naszym zasięgiem. Odzyskujemy poczucie wpływu na własne życie. Tak rodzi się w nas chęć do działania, do zmiany, do zawalczenia o siebie i swój dobrostan. To jest ten moment, w którym należy sobie jasno i stanowczo powiedzieć, że odbudowanie wewnętrznej równowagi to praca, którą wymaga naszego zaangażowania, cierpliwości i przede wszystkim czasu. Powrót ‘na właściwe tory’ nie wydarza się z dnia na dzień, ani nawet z tygodnia na tydzień. Dlatego potrzebujemy zwalczyć w sobie pokusę niecierpliwości i z pełnym spokojem i zaufaniem do siebie samych stawiać krok za krokiem. Nawet jeśli te kroki są na początku niepewne, nawet jeśli po drodze upadamy warto zrobić to, co tak naturalnie przychodzi dzieciom – wstać, otrzepać kolana i iść dalej.

Pracę nad mocną rezyliencją możemy porównać do budowania wokół siebie swoistej ‘warstwy ochronnej’, która ma na celu amortyzowanie życiowych upadków. Potrzebujemy jej jak powietrza. Ona nie sprawi, że od tej pory będą nas omijać życiowe kryzysy, porażki i tragedie. Nie taka jest jej funkcja. Ta ochronna warstwa pomoże nam nabrać właściwego dystansu, który stwarza bezpieczną przestrzeń dla naszych emocji, reakcji i działań. Wszystko to dzieje się po to, abyśmy mogli adekwatnie i skutecznie zadbać o siebie i unieść zadanie z jakim przyszło nam się zmierzyć.

NIE UCIEKAJ OD BÓLU I TRUDNYCH EMOCJI. ZAAKCPETUJ JE.

Nikt nie chce cierpieć. Nie lubimy bólu. Boimy się go. Nie chcemy go odczuwać, więc zagłuszamy, wypieramy, odsuwamy jak najdalej. Niestety większość z nas, próbując uniknąć cierpienia, stosuje nieskuteczne strategie w wyniku, których meczymy się jeszcze bardziej. To pochłania mnóstwo naszej cennej energii i jest niebywale wyczerpujące. Co więcej, skutecznie blokuje nasze emocje i nie pozwala cieszyć się tym, co może przynosić satysfakcje. Jak słusznie zauważa Brene Brown – autorka książki „Z wielką odwagą” – zamiast tłumić emocje, trzeba je przeżywać. Brown przestrzega, że nie da się stłamsić wyłącznie trudnych emocji. Jeśli zablokujemy się na odczuwanie żalu, bólu czy strachu, zablokujemy się też na miłość, radość, ekscytację, a przecież nie o to nam chodzi. Prawda jest taka, że wszystkie niewyrażone uczucia przejmują nad nami kontrolę. Warto podkreślić, że unikanie trudnych emocji nie zmienia naszej reakcji na ból, przynosi jedynie krótkotrwałe korzyści. To unikanie bólu za wszelką cenę, niesie ze sobą ogromne koszty. Tak tworzy się w nas swoista spirala niekończącego się cierpienia, którą sami nakręcamy.

Co zatem możemy zrobić? Jak przerwać to błędne koło? Amerykański psychiatra i psychoterapeuta Alexander Lowen proponuje zupełnie odwrotne podejście. Jego metoda polega na wchodzeniu w trudne emocje całym sobą, tak aby poprzez zaangażowanie naszego ciała wyrzucić z siebie to, co czujemy. Wypłakać, wykrzyczeć, pozwolić temu odejść. Lowen sugeruje, że zamiast unikać bólu i cierpienia i chronić się przed nim, powinniśmy otworzyć swoje serce aby odczuwać go w pełni. Tylko w ten sposób pozwolimy by nas oczyścił, uwrażliwił i uczynił bardziej kochającymi.

Oswajając ból i trudne emocje warto sięgnąć do ACT czyli terapii akceptacji i zaangażowania (Acceptance and Commitment Therapy) rozwiniętej pod koniec lat 80-tych przez Stevena C. Hayesa, Kirka D. Strosahla i Kelly’ego G. Wilsona. ACT uznaje ból psychiczny jako normalny i ważny. Podkreśla jednocześnie, że to co jest ważne jest w stanie sprawić, że to co trudne jest do zniesienia. Celem terapii jest otwarcie się na ból, żeby żyć, a nie unikanie bólu. Chodzi o to, żeby go poczuć i odpowiedzieć na niego z uprzejmością okazując współczucie do samego siebie. I tu znowu wracamy do Brene Brown i jej koncepcji ‘self-compassion’. W wyrozumiałości dla siebie, w empatii i łagodności jest siła, która pomaga nam wracać do swojego dobrostanu. Trzeba ją wzmacniać i pielęgnować podłączając się do swoich emocji bez oceniania i wartościowania. Z czułością, miłością i troską.

SIŁA WSPIERAJĄCYCH MYŚLI

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że sposób myślenia głęboko oddziałuje na emocje. Te z kolei wpływają na nasze zachowania i działania. Niejednokrotnie to my sami poprzez zamartwianie się ‘na zapas’ stajemy się generatorami jeszcze większego stresu, niepokoju i lęku. To nam z pewnością nie pomaga w dochodzeniu do wewnętrznej równowagi oraz podnoszeniu się z życiowych porażek. Albert Ellis, twórca terapii racjonalno-emotywnej uczył, że aby zmienić zachowanie, musimy zmienić uczucia, a żeby zmienić uczucia, najpierw potrzebujemy zmienić nasze myśli. Od tego wszystko się zaczyna. Nasze myśli i wyobrażenia są odpowiedzialne za to, czego doświadczamy. Zmiana sposobu myślenia przynosi poprawę jakości życia. ‘Nikt nie zabierze ci tego, co masz w głowie’ napisała w swojej książce „Wybór. Przetrwać niewyobrażalne i żyć’ dr Edith Eva Eger, która jako szesnastolatka została wywieziona do Auschwitz. Przetrwała. Pomógł jej w tym wymyślony wewnętrzny świat – azyl, schronienie, które pielęgnowało jej wolę życia. Dziś jest uznaną na świecie psycholożką, która pomaga ofiarom przemocy oraz żołnierzom cierpiącym na zespół stresu pourazowego.

PEWNOŚĆ SIEBIE PRZYBLIŻA NAS DO RÓWNOWAGI

„Po pożarze musiałam wszystkiego uczyć się od nowa: chodzić, mówić, jeść. A moja pewność siebie w dużej mierze pochodziła z tego, jak sprawne jest moje ciało” – powiedziała Turia Pitt. Nawet odczuwając stres, rozpacz czy ból można dobrze funkcjonować o ile wykształcimy i rozwiniemy w sobie pewność siebie. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że osoby ogólnie pewne siebie doskonale wiedzą co mogą kontrolować, a czego nie. Akceptują to, że niepowodzenia są nieodłączną częścią życia codziennego – kiedy przytrafiają się im porażki, przyjmują je jako coś naturalnego. Zdecydowanie szybciej podnoszą się po życiowych upadkach i niepowodzeniach. Doug Strycharczyk i Peter Clough, definiując odporność psychiczną, stworzyli model 4C, który opisuje cztery kluczowe komponenty. Jednym z nich jest wspomniana wcześniej pewność siebie. Badania, które przeprowadzili z zastosowaniem kwestionariusza odporności psychicznej pozwoliły im zebrać dane na podstawie, których wyróżnili dwie podskale pewności siebie. Pierwsza z nich to wiara we własne umiejętności – przekonanie, że mamy odpowiedni ‘aparat intelektualny’ (wiedzę, umiejętności, wykształcenie i doświadczenie) aby podjąć się konkretnego zadania lub działania i je ukończyć, nawet jeśli będzie to dla nas pod jakimś względem trudne, a po drodze napotkamy przeszkody lub doświadczymy niepowodzeń czy porażek. Druga to pewność siebie w kontaktach interpersonalnych – pewność, dzięki której jesteśmy w stanie poradzić sobie z tak zwanymi wyzwaniami werbalnymi, na przykład z krytyką i nieprzychylnymi uwagami, które słyszymy gdy pojawiają się problemy. Pewność siebie, podobnie jak inne wcześniej wspinane umiejętności, można budować i rozwijać na wiele różnych sposobów. Ich wspólnym mianownikiem jest działanie. Pewność siebie rośnie najlepiej – tak pisze Glenn R. Schiraldi – gdy jest wzmacniana stopniowo, z cierpliwością i czułością. Taki model pracy opiera się na wzmacnianiu i budowaniu – stawianiu wyzwań, ale nie przytłaczaniu. Schiraldi podaje jako przykład program szkolenia brytyjskich komandosów, w którym wykorzystuje się model mentorski – trenerzy ćwiczą razem z adeptami, służąc im zachętą i wsparciem. Szkolący zwiększają wymagania, ale dbają oto, by nigdy nie przekroczyły one poziomu gotowości i możliwości osób szkolonych. To co możemy z tego modelu wziąć dla siebie to świadomość, że wyzwania z jakimi zdecydujemy się zmierzyć po to aby rozwijać pewność siebie nie mogą być ani zbyt łatwe, ani zbyt trudne. Jeśli zajmiemy się czymś co jest zdecydowanie poniżej naszych możliwości i ukrytego w nas potencjału, szybko się znudzimy i zrezygnujemy. Jeśli natomiast zbyt wysoko zawiesimy poprzeczkę, istnieje duże ryzyko, że nas ona przerazi, przytłoczy i zamiast wzmocnić nasze poczucie pewności siebie, znacznie je osłabi.

SZCZĘŚCIE JEST WAŻNE

Szczęśliwi ludzie odczuwają negatywne emocje przez znacznie krótszy czas i wiedzą, jak dojść do siebie i odbudować swój dobrostan po trudnych, a nawet traumatycznych przeżyciach. Dlatego warto pielęgnować tą umiejętność cieszenia się swoim wewnętrznym życiem nawet wtedy, gdy na zewnątrz panuje chaos. Teoria budowy zasobów osobistych autorstwa doktor Barbary L. Fredrickson (2011), jednej z wiodących przedstawicielek psychologii pozytywnej, wyjaśnia, w jaki sposób szczęście pomaga nam rozkwitać. Otóż przyjemne emocje sprawiają, że na wszystkie przeciwności losu patrzymy z szerszej perspektywy i dostrzegamy więcej możliwości poradzenia sobie z nimi. Pod wpływem przyjemnych emocji nasz mózg wydziela neuroprzekaźniki takie jak dopamina i opioidy, które z kolei wzmacniają naszą skłonność do stawiania czoła problemom oraz ich rozwiązywania (zamiast unikania), a także wzmacniają lub nagradzają wysiłki na rzecz radzenia sobie, wywołując w nas więcej pozytywnych uczuć. W ten sposób powstaje spirala wzrostu: pozytywne emocje sprzyjają skuteczniejszemu radzeniu sobie z przeciwnościami losu, co z kolei zwiększa naszą satysfakcję i otwartość na nowe wyzwania. Czy w takim razie można się nauczyć być szczęśliwym? Tak, ale musimy nad tym trochę popracować. Skąd zatem bierze się szczęście? Badania prowadzone w tym obszarze (Sonja Lyubomirsky, 2008) wyraźnie wskazują na trzy źródła szczęścia. Pierwsze z nich to geny. Do 50% poczucia szczęścia dziedziczymy po przodkach. Geny determinują nasz temperament, bazowy poziom szczęścia, do którego wracamy. Kolejne źródło szczęścia stanowią okoliczności zewnętrzne czyli czynniki takie jak miejsce zamieszkania, wiek, nasze dochody, wykształcenie, stan zdrowia etc. One odpowiadają jedynie za 10% poczucia szczęścia. Pozostałe 40% to nasze celowe działania. To w tym obszarze istnieje największy potencjał do zmiany. Warto o tym pamiętać, że możemy dosłownie zaprogramować nasz mózg na szczęście praktykując pozywane wzorce myślenia, wdzięczność, uważność oraz wszelkie inne działania, które sprawiają, że czujemy się szczęśliwi.

Nie mamy wpływu na to, co przynosi nam los, ale mamy wpływ na to jak sobie z tym radzimy. Jeśli nauczymy się jak przeformułować życiowe porażki i kryzysy, dostrzeżemy w nich dowód naszej wewnętrznej siły oraz możliwość rozwoju, która pomoże nam odbudować wewnętrzny spokój, szczęście i radość oraz cieszyć się dobrym życiem.
(Visited 131 times, 1 visits today)